Szkoła Podstawowa w Płonce im. Władysława Kwiecińskiego "Lubicza"

Statystyki

  • Odwiedziło nas: 748252
  • Do końca roku: 239 dni
  • Do wakacji: 46 dni

Kalendarium

Poniedziałek, 2024-05-06

Imieniny: Beniny, Filipa

Kartka z kalendarza

Bohaterowie naszej Małej Ojczyzny - Michał Marecki

   »"Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu". Rzecz o Michale Mareckim - powstańcu styczniowym i nie tylko.« to tekst z 2013 roku, zamieszczony w Głosie Ziemi Urzędowskiej, przybliżający kolejną ważną dla naszego regionu postać. Tym razem historia sięga czasów powstania styczniowego, którego zamierzchłe epizody i bohaterów będziemy mogli sobie dzięki niemu przypomnieć. Autorami artykułu są Witold i Wojciech Mareccy, potomkowie Michała Mareckiego. 

"Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu"

Rzecz o Michale Mareckim - powstańcu styczniowym i nie tylko

   Prawie każda rodzina pochodząca z Urzędowa może poszczycić się osobą wybitną, mająca niezwykły życiorys. O osobach tych, osiągających sukcesy w różnych dziedzinach, czasami dowiadujemy się po latach. Życiorysy ich, znane najbliższej rodzinie, z różnych powodów nie były i nie są upubliczniane. 

   W związku z przypadającą w obecnym roku 150. rocznicą wybuchu powstania styczniowego, profesor Marian Surdacki oraz moja żona lek. med. Anna Chęcińska-Marecka, namówili mnie i naszego syna Wojciecha do przedstawienia na łamach "Głosu Ziemi Urzędowskiej" osoby wywodzacej się z rodziny Mareckich - Michała Mareckiego, jednego z dowódców oddziałów powstańczych na Lubelszczyźnie. Była to niezwykle ważna i zasłużona dla wielu krajów postać. Walczył na Węgrzech, w Turcji, na Krymie, Kaukazie, w legionie polskim po stronie Czerkiesów,. Brał udział w obaleniu Burbonów w Neapolu i na Sycylii, walczył w Kalabrii i w Abruzzach przeciw brygantom, był w Rumunii, aż wreszcie na Lubelszczyźnie w powstaniu styczniowym odegrał niemałą rolę. 

   Michał Marecki, herbu Ślepowron, urodził się w Górnie (obecnie województwo podkarpackie) 1 września 1810 r. w zubożałej rodzinie szlacheckiej Tomasza Mareckiego i Reginy z domu Kowalskiej. Miał dwie siostry - Marię i Annę oraz brata Wawrzyńca. W wieku 23 lat ożenił się z Marianną, córką Józefa Marcińca. Mieli dzieci: Tomasza, urodzonego w 1834 r., który wkrótce po urodzeniu zmarł, córkę Ludwikę, urodzoną w 1838 r., syna Tomasza, urodzonego w 1839 r., który również zmarł zaraz po urodzeniu oraz Jakuba, urodzonego w 1844 r.

   Można przypuszczać, że wydarzenia 1830 r., a zwłaszcza stacjonowanie w jego miejscowości i miejscowościach sąsiednich (Kamień) wojsk gen. Girolamo Ramorino, nie pozostały bez wpływu na jego dalsze losy. Zapoznał się wówczas z o cztery lata młodszym Józefem Sewerynem Liniewskim, przyszłym właścicielem dóbr Lejno, który nie jeden raz będzie dawał schronienie żołnierzom, powstańcom oddziału Mareckiego, przed Moskalami. 

   Górno, gdzie urodził się Michał Marecki, leży na południe od Sandomierza. Rejon Górna, Rzeszowa i poniżej, to tereny piaszczyste, ziemie mało urodzajne o cyklicznie powtarzających się, w tamtych czasach, klęskach żywiołowych. Skrajnie trudne warunki bytowe powodowały, że ludność szukała innych, nie związanych z rolnictwem zajęć. Michał Marecki był już za stary, aby rozpoczynać karierę urzędniczą, jak to uczynił trochę wcześniej jego kuzyn Nicefor Marecki, doktor prawa, który ostatecznie został dyrektorem z tytułu radcy cesarskiego C.K. Sądu Krajowego w Krakowie. Pozostała mu emigracja i kariera wojskowa. Miał przecież dobry wzór w postaci Józefa Mareckiego, podporucznika, późniejszego rotmistrza, odznaczonego orderem Virtuti Militari 7 czerwca 1831 r. w powstaniu listopadowym. Tak więc Michał około 1848 r. opuścił rodzinne strony, zaciągnął  się do wojska i walczył w powstaniu węgierskim. Zapewne dla bezpieczeństwa swojej rodziny, zaczął używać imienia Karol. Po klęsce na Węgrzech wraz z wieloma Polakami, m.in. generałem Józefem Bemem, schronił się w Turcji. Do Konstantynopola przybył 18 września 1854 r.  Wstąpił tam do 5. Pułku Ułanów Dywizji Polskiej, uczestnicząc w wojnie krymskiej w latach 1854-1856 po stronie Turcji i jej sojuszników: Francji, Anglii i Sardynii. Wielka Emigracja, z ks. Adamem Czartoryskim na czele, wiązała duże nadzieje z tą wojną i prowadziła intensywne zabiegi w sprawie polskiej. Zaangażowani byli i inni Polacy, np. Adam Mickiewicz. Marecki  w kwietniu i maju 1856 r. w stopniu podporucznika leczył się w szpitalu w Warnie. Ze względu na stan zdrowia, złożył wówczas swoją dymisją z przydzielonego mu stanowiska porucznika 5. Pułku Ułanów w organizowanej przez generała Władysława Zamoyskiego Polskiej Dywizji Kozaków Sułtańskich. Po powrocie do zdrowia Marecki zaangażował się do oddziału zorganizowanego przez pułkownika Teofila Łapińskiego (Łapiński przeszedł na Islam i otrzymał imię Tevfik-Bej), który miał wspomagać na Kaukazie walczacych przeciw Rosji Czerkiesów. Pułkownik Łapiński z Mareckim i trzema innymi oficerami oraz 72 żołnierzami wyruszyli potajemnie na Kaukaz statkiem angielskim "Kangaroo". Wyprawę finansował ks. Adam Czartoryski oraz Izmaił Pasza, poplecznik księcia Sefera-Paszy. 19 lutego 1857 r. statek został załadowany, wypłynął 20 lutego, po mszy poprowadzonej przez polskiego księdza. Rankiem 24 lutego opuścił Bosfor. Jak pisze Łapiński "do Synopy panowała bardzo zła pogoda, żołnierze ucierpieli od choroby morskiej". Wylądowano w Tuapse w Szapsugii o 6 rano w dniu 27 lutego 1857 r.

   Od tego momentu rozpoczęła się wspólna walka Polaków i Czerkiesów z Rosjanami. Mijały miesiące. Pułkownik Łapiński zaplątał się w polityczne rozgrywki pomiędzy tamtejszymi przywódcami - Sefer Paszą, którego popierał sułtan, i Mahmedem Aminem. Skutek był taki, że żołnierze nie otrzymywali żołdu, nie mieli jedzenia, ubrań, amunicji. Powstał konflikt pomiędzy dużą częścią oddziału na czele z Mareckim, a pułkownikiem Łapińskim. Łapińskiego odsunięto od dowodzenia. Przez prawie rok Marecki pełnił obowiązki tymczasowego dowódcy Legionu Polskiego na Kaukazie i prowadził ożywioną korespondencję z ks. Adamem Czartoryskim  i generałem Władysławem Zamoyskim, usiłującym zażegnać ten groźny konflikt w oddziale. Po zmianie sytuacji wśród Czerkiesów, Legion Polski w kilku grupach wycofał się z Kaukazu. W ostatniej grupie, na początku 1860 r., do Stambułu dotarł porucznik Marecki.

   Jeszcze w tym samym roku  udał się Michał Marecki do Italii, gdzie walczył jako ochotnik w szeregach Giuseppe Garibaldiego w tzw. wyprawie tysiąca. Doprowadziła ona do obalenia Burbonów w Neapolu i na Sycylii. Marecki brał udział w bitwie pod Kapuą we wrześniu 1860 r. Według relacji zamieszczonej w "Gazecie Narodowej" w nr 37 z dnia 16 lutego 1864 r. miał on powiedzieć do swoich żołnierzy: "Już biłem się za Niemców, za Turków, za wolność Czerkiesów i Włochów, nawet za Murzynów walczyć będę, jeżeli tylko o wolność idzie - lecz w Ojczyźnie umrzeć sobie życzę". 

   W roku 1861 zaciągnął się do zagranicznej legii włoskiej i walczył w Kalabrii i Abruzzach przeciw brygantom, za co został odznaczony przez rząd włoski medalem za waleczność. Na wieść o wybuchu powstania (22/23 stycznia 1863 r.) Marecki wyruszył przez Rumunię do Polski, aby spełnić swe marzenia o życiu w wolnej Polsce. Po walkach z Rumunami pod Castangalą 15 lipca 1863 r. w oddziale pułkownika Zygmunta Miłkowskiego (Teodora Jeża) przedostał się wreszcie na Lubelszczyznę. W sierpniu 1863 r. koło Lubartowa rozpoczął formowanie oddziału powstańczego. Jak wynika z raportu kapitana Mareckiego do komisarza pełnomocnego Galicji Wschodniej, Izydora Kopernickiego wysłanego 3 września tego roku z Kamionki, oprócz ludzi nie posiadał broni i amunicji. Prosił o pełnomocnictwa na odebranie broni z ukrytego magazynu. Ostatecznie udało mu się doposażyć ludzi w uzbrojenie.

   W październiku pułkownik Władysław Rudzki powierzył mu (Mareckiemu) dowództwo nad swoim oddziałem liczącym około 400 ludzi (dwie kompanie strzelców, jedna kompania kosynierów i 50 jeźdźców).  Powierzono mu również pieczęcie i pełnomocnictwa dotyczące pełnienia obowiązków naczelnika sił zbrojnych województwa lubelskiego, do czasu wkroczenia gen. Waligórskiego. Oddział Waligórskiego został rozbity zaraz po wkroczeniu do województwa lubelskiego, praktycznie więc pełnił obowiązki naczelnika sił zbrojnych województwa lubelskiego do dnia 15 grudnia 1863 r., a więc do momentu zniesienia dekretem przez Rząd Narodowy naczelników wojewódzkich. Zachowały się dokumenty podpisywane przez Mareckiego, jako zastępcy naczelnika wojennego. Według raportu komisarza pełnomocnego lubelskiego Ignacego Wysockiego do Rządu Narodowego o stanie organizacji w pow. lubelskim (Dokumenty terenowych Władz Cywilnych Powstania Styczniowego, Zakład Narodowy imienia Ossolinskich, Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk 1986 , str. 206-209) oddział Mareckiego liczył 800 ludzi i był na trzecim miejscu pod względem ilości żołnierzy. Przewyższał go oddział Gromowskiego z Trembickim, którzy mieli do 1000 ludzi, i Waligórskiego do 1000 ludzi. Stan liczebny oddziałów gromowskiego utrzymywał się przez jeden miesiąc, Waligórskiego przez dwa dni. Według sprawozdania, oddziały dowodzone przez Mareckiego utrzymywały się przez siedem miesięcy. 

   Późną jesienią Marecki współdziałał w akcjach wojennych z oddziałem majora Józefa Lenieckiego, w lasach na południe od Parczewa koło wsi Białka oraz między jeziorami: Piaseczno i Bikcze w pobliżu Kaniwoli.

   Piotr Winiarski, na podstawie dostępnych obecnie dokumentów, bardzo szczegółowo opisuje zdarzenia z 17 listopada 1863 r., kiedy to miedzy jeziorami Piaseczno i Bikcze doszło do koncentracji oddziałów: mjr. Michała Mareckiego, mjr. Józefa Lenieckiego, ppłk. Józefa Jankowskiego-Szydłowskiego:

   "Zgrupowanie postanowił zwizytować głównodowodzący wojskami powstańczymi na terenie województwa lubelskiego - gen. Michał Heydenreich. Przegląd wojska nastapił rano 18 listopada, w nieistniejącej dziś miejscowości Skarbina, leżącej w pobliżu traktu Łęczna-Parczew. Oddziały liczyły w sumie 1200 ludzi, w tym: 7 kompanii strzeleckich (700 bagnetów), 2 kompanie kosynierów (250 ludzi), 250 kawalerzystów. Z powodu zbliżania się wojsk rosyjskich gen. Heydenreich rozkazał zgrupowaniu przejść do miejscowości Głębokie pod Cycowem, przez Nadrybie, Puchaczów, Brzeziny. Generał "Kruk" wraz z około 40 krakusami z osobistej eskorty udał się do Łęcznej  w celu obserwowania i zabezpieczenia dróg z Lubartowa, Lublina i Mełgwi. W tym czasie oddziay Lenieckiego i Mareckiego rozpoczęły marsz na wyznaczone pozycje. Minęły Nadrybie i około godz. 15.00 dotarły do folwarku Bogdanka, gdzie zarządzono odpoczynek. Jak wspomina Władysław Dąbrowa-Żelkowski, żołnierz z oddziału Jankowskiego: »Tam wypiliśmy po kieliszku wódki, zakąsiliśmy po kawałku słoniny z chlebem, gdy nagle dano znać, że zbliżają się Rosjanie«. To pikieta powstańcza spostrzegła, że na drodze ich przemarszu w Puchaczowie znajdują się wojska carskie w liczbie 4 kompanii piechoty i 150 kozaków na koniach. Była to kolumna lubelska wysłana do zbierania podatków, którą dowodził płk Adam Cwieciński. Dotarła ona niespodziewanie drogą Łańcuchów - Puchaczów. W celu sprawdzenia tej informacji mjr Marecki udał się osobiście  wraz ze swoją jazdą w stronę Puchaczowa. Na spotkanie im wyjechali z miasta kozacy. Wywiązała się walka. Dowódcy oddziałów powstańczych - mimo że istniała możliwość wycofania się - postanowili przyjąć bitwę. Rozkazano wstapić do walki także piechocie. Trzy kompanie strzelców mjr. Mareckiego zajęły skrzydło prawe, jedna kompania strzelców Lenieckiego skrzydło lewe, zaś dwie kompanie strzelców z oddziału Jankowskiego posłane zostały przez las do folwarku na skrajne lewe skrzydło dla zabezpieczenia lewego skrzydła i tyłów przed atakiem Rosjan. W rezerwie przy furgonach koło folwarku Bogdanka zostały dwie kompanie strzelców i kosynierów. Rosyjska piechota w tym samym czasie również zajęła pozycje bojowe. Na początku przez około godzinę trwał tylko karabinowy ostrzał stojących naprzeciwko siebie wojsk. Zbliżał się wieczór i Rosjanie jako pierwsi zdecydowali się ruszyć na bagnety - dając wcześniej kilka razy ognia z karabinów. Strzelcy Mareckiego śmiało odparli jednak ten atak i sami przeszli do kontrnatarcia. Rosjanie zaczęli się cofać, chroniąc się na cmentarzu. Ścigający ich oddział Mareckiego wyparł Moskali także z cmentarza. Dowódcy polscy po naradzie postanowili zaatakować obsadzony cofającymi się wojskami rosyjskimi Puchaczów. Oddziały Mareckiego i Lenieckiego, na umówiony sygnał, jednocześnie, zaatakowały miasto. Rosjanie, rozlokowani po domach i zagrodach, powitali powstańców silnym ogniem karabinowym i okrzykiem »Uraaa!!!«. Piechota powstańcza szła jednak zdecydowanie naprzód, oskrzydlając przeciwnika. Moskale nie wytrzymali tak śmiałego szturmu i w najwiękrzym nieładzie zaczęli uciekać z miasta przez groblę do wsi Brzeziny. Wówczas mjr Marecki zebrał kompanię strzelców i posłał ją, aby przecięła drogę uciekającym Rosjanom. Napotkała ona jednak bagna i tylko ogniem karabinowym raziła żołnierzy chroniących się we wsi Brzeziny. Ze względu na zmęczenie nie ścigano Rosjan, lecz posłano ułanów, żeby śledzili ruchy nieprzyjaciół. Pierwsza kompania obsadziła groblę wiodącą z Puchaczowa do wsi Brzeziny, z ostrożności, gdyby Rosjanie chcieli ponownie zaatakować. Przebywający w Łęcznej gen. Heydenreych nic nie wiedział o rozpoczęciu bitwy. Dopiero około godziny 17.00 dotarł do Łęcznej nieznany z nazwiska szlachcic z Turowoli  z wiadomością o potyczce. Generał szybko wyruszył w kierunku Puchaczowa.  Gdy zbliżał się do Turowoli, słyszał jeszcze strzały, które jednak nagle umilkły. Zatrzymał się i poczekał 20 minut - w swoim późniejszym raporcie stwierdził, że skoro panuje cisza, to Rosjanie zwyciężyli. W tej sytuacji postanowił wycofać się przez Łęczną do Kijan. Po wypędzeniu wroga z Puchaczowa nie ścigano go, a dowódcy pozwolili zmęczonym powstańcom odpocząć, zaś »przed kościołem zapalono świece kościelne i obywatelki zaczęły znosić jedzenie«. Tak witali powstańców mieszkańcy i ksiądz proboszcz Piotr Dutkowski, który od 15 lipca 1863 r. pełnił funkcję powstańczego naczelnika wojennego miasteczka Puchaczów. Pułkownik Cwieciński nie dawał za wygraną. Uporządkowawszy żołnierzy, postanowił zaatakować powstańców odpoczywających w Puchaczowie. Spotkał ich jednak silny ogień karabinowy ustawionej na grobli pierwszej kompanii strzelców Mareckiego. Nie podejmując już żadnych akcji zaczepnych, Rosjanie wycofali się do Wesołówki - 5 km na wschód od Puchaczowa. Wielkie zmęczenie ludzi i koni uniemożliwiło dalszy pościg za Rosjanami. O godz. 22.00 powstańcy wrócili na dawne stanowisko w Bogdance. Rano oddziały opuściły tę miejscowość, udając się w lasy parczewskie. Straty powstańców w tej bitwie miały wynieść kilkunastu zabitych i rannych, wśród ostatnich był kapelan oddziału Mareckiego, ks. Leszczyński. Rosjanie mieli ponieść straty dużo większe - według zeznań mieszkańców zabrali ze sobą cztery wozy zabitych. Starcie pod Puchaczowem należało do wazniejszych wydarzeń powstania styczniowego na ziemi łęczyńskiej. Była to bitwa zwycięska i dość nietypowa, jak na warunki powstania styczniowego. Toczyła się na otwartym polu i w zabudowaniach miasteczka Puchaczów. Decydującą rolę w zwycięstwie odegrał oddział mjr. Mareckiego".

   Po starciu pod Puchaczowem, generał Heydenreich  "Kruk" wycofał się do Zawieprzyc. Po otrzymaniu informacji od organizacji cywilnej, że w rejonie Łęcznej będą nocowały rosyjskie wojska, rozkazał powstańcom znajdującym się pod Puchaczowem przejść 19 listopada rano w lasy koło Grądu i Rozkopaczewa, wyznaczając marszrutę przez miejscowości Dratów i Ludwin. Generał Heydenreich "Kruk" też ruszył na spotkanie do Gradu. Tego samego dnia, 19 listopada, kolumny rosyjskie zajęły Łęczną.

   10 grudnia 1863 r. w okolicy Korybutowej Woli skoncentrowało sie kilka oddziałów powstanczych majorów Mareckiego, Lenieckiego, Etnera oraz piechota Kozłowskiego i Lutyńskiego. Liczba powstańców dochodziła do 1200 piechoty i jazdy. Przeciwko powstańcom wyruszyły siły moskiewskie w sile 28 rot piechoty, 4 szwadronów jazdy, dowodzone przez podpułkownika Antosiewicza. Carskie wojsko dysponowało artylerią w sile 8 dział. W wyniku bitwy oddziały powstańcze straciły 34 zabitych, wśród nich kapitana Hubrechta, poruczników Songina i Stanisława Mickiewicza; 50 było rannych, a wielu dostało się do niewoli. Rannych żołnierzy-powstańców,  Marecki kierował do niedostępnych miejsc pod opiekę zaufanych ludzi. Jednym z nich był Józef Seweryn Liniewski, kolega z młodzieńczych lat, kiedy to przebywał kilka miesięcy w obozie 11. korpusu generała G. Ramorino, we wsi Kamień, odległej o kilka kilometrów od miejscowości Górno, miejsca urodzenia i zamieszkania Michała Mareckiego. W Lejnie wielokrotnie odpoczywała cała partia Mareckiego. Józef Seweryn Liniewski w swoim pamietniku pisał: "Bywały partie Mareckiego, Sienkiewicza. Często kiedy przyszli wieczorem strudzeni, jeździłem rozstawiać widety jako znający miejscowość i dawny żołnierz".

   Sławomir Łowczak tak przedstawia sytuację w województwie lubelskim i następną bitwę, tym razem stoczoną pod Markuszowem:

   "Połączone oddziały powstańcze nie przekraczały zazwyczaj 3 tysięcy ludzi, uzbrojonych nielicznie w broń palną i częściej w broń białą. Brakowało wszystkiego - karabinów, amunicji, a nawet żywności i ubrań. Pojedyńcze partie powstańcze najczęściej liczyły po kilkaset osób i zazwyczaj mogły jedynie stosować taktykę walki szarpanej, nie mogąc stanąć do otwartej walki z siłami rosyjskimi. O ile w pierwszym okresie powstania inicjatywa należała do powstańców, to koniec roku 1863, po wielu klęskach powstańców, należał juz całkowicie do Rosjan. Partie powstańcze były metodycznie ścigane i rozbijane jedna po drugiej, brakowało ludzi i uzbrojenia, pogorszyła się dla powstańców także sytuacja zaopatrzeniowa. Siły powstańcze musiały się coraz bardziej rozpraszać. Na przełomie listopada i grudnia siły dowodzącego powstańcami na Lubelszczyźnie generała Michała Heydenreicha »Kruka« udały się na północ w podlaskie, a podlegający mu majorowie Józef Leniecki i Michał Marecki udali się na południe województwa w celu zebrania czekających tam na nich ochotników i ewentualnego uzupełnienia braków w zaopatrzeniu. Z obozu założonego pod Białką na wieść o nadciągających Rosjanach udali sie w stronę Garbowa, szosę lubelską przeszli pod Bogucinem i zatrzymali się na nocleg w Krężnicy. Wiadomość o przegrupowaniach wojsk powstańczych nie umknęła uwagi dowództwa rosyjskiego, które podjęły przeciwko nim natychmiast szeroko zakrojoną koncentryczną operację. Na powstańców w Lubelskiem, aby ich objąć w kleszcze, skierowano duże siły z południa i z północy województwa. Od południa na oddziały Lenieckiego i Mareckiego ciągnęły dwie kolumny rosyjskie, jedna dość silna kolumna nadciągnęła z rejonu Kraśnika a druga, pod dowództwem ppłk. Raguzy, licząca 4 roty piechoty, 2 szwadrony dragonów i baterię artylerii - z Lublina. Rosjanie odnaleźli ślady powstańców i od ranka 19 grudnia obie kolumny carskie deptały powstańcom po piętach. Wkrótce dołączyła do nich jeszcze trzecia kolumna. Połączone oddziały powstańcze majorów Lenieckiego, Mareckiego i Gozdawy były ścigane przez carskie wojska już od Krężnicy. Powstańcy pragnąc oderwać się od depczącego im po piętach nieprzyjaciela szybkim marszem skierowali się od Krężnicy na Wąwolnicę, a później przez Drzewce na Piotrowice. Jednak za lasem w Piotrowicach, na początku wsi Góry zostali zaatakowani przez rosyjską lekką jazdę czyli huzarów. Powstańcy znaleźli się w bardzo złej sytuacji, bowiem zostali otoczeni przez trzy kolumny wroga kilkakrotnie ich przewyższajacego liczebnie. W tej sytuacji dowódcy zdecydowali się na przebicie za wszelką cenę przez wrogie jednostki, aby nie dopuścić do całkowitego otoczenia i likwidacji wojsk powstańczych. Powstańcy zdołali przedrzeć się przez całą długość Gór  i zostali zatrzymani dopiero w przeciwległym krańcu Gór w pobliżu Przybysławic. Utrzymując nieprzerwany ostrzał tyralierski okolicznych wzgórz powstańcy zdołali się utrzymać na pograniczu Gór i Przybysławic przez około dwie godziny. Powstańcza konnica atakowała ze wzgórz Rosjan dopiero po ich znacznym zbliżeniu się do bronionych pozycji. Walka była zażarta i powstańcy nie dali się rozbić nacierającym Rosjanom. jednak od lewego boku pojawili się rosyjscy dragoni, zachodząc tyły i stwarzając realną groźbę rozbicia tyłów oddziałów powstańczych. Od strony Kurowa do Przybysławic nadciągnęły także znaczne siły rosyjskie (3 roty piechoty i pół szwadronu dragonów) zaalarmowane odgłosami toczących się walk. Nie chcąc dopuścić do rozbicia powstańców dowództwo polskie postanowiło natychmiast oderwać się od nieprzyjaciela. Pod osłoną ognia powstańcy rozpoczęli szybki odwrót w stronę Woli Przybysławskiej. Straty polskie wyniosły 6 zabitych, kilka osób rannych, oraz 14 powstańców znalazło się w rosyjskiej niewoli. Potyczka nie zakończyła się jednak porazką powstańców i mimo bardzo dużej przewagi przeciwnika nie ulegli przeważajacym regularnym siłom i zdołali się oderwać od atakujących Rosjan". 

   Dnia 11 grudnia 1863 r. Rząd Narodowy rozkazem nr 12 potwierdził awans Michała vel Karola Mareckiego do rangi majora. 

   25 grudnia 1863 r. Michał Marecki wraz ze swoimi żołnierzami świętowali Boże Narodzenie w Łęcznej. W tym samym czasie kilkudziesięcioosobowy oddział dragonów moskiewskich penetrował okoliczny teren i wjechał do Łęcznej. 33 dragonów moskiewskich wpadło w ręce powstańców. Zabrano im konie i broń. Natomiast Święta Bożego narodzenia według kalendarza prawosławnego powstańcy spędzili wśród unitów na Podlasiu.

   14 stycznia 1864 r. major Marecki przebywał z oddziałem w okolicach Lubartowa. Jego oddział wzmocniły resztki żołnierzy Szydłowskiego (Jankowski zmienił nazwisko na Szydłowski). W lasach lubartowskich wyśledził ich oddział majora Didenki, wysłany w tym celu przez podpułkownika Antoszewicza. Wojska carskie dysponowały siłą 4 rot i seciną kozaków. Po szesciogodzinnej walce niedaleko Skromowskiej Woli, napierane przez przeważajace siły wroga, cofnęły się oddziały powstańcze w kierunku Pożarowa i Turkowic. Nastepnie oddziały Mareckiego wycofały się na południowy wschód.

   Wskutek surowej zimy i dużych opadów śniegu, oddział Mareckiego poruszał się z trudem. W tej sytuacji dowódca rozpuścił część piechoty, jaką miał przy sobie, na urlopy, "nie mogąc wodzić jej po ogromnych śniegach, jakie spadły w całym Lubelskiem i na Podlasiu". Według listu naocznego świadka, przedrukowanego w gazecie "Chwila" nr 34 z piątku 12 lutego 1864 r., Marecki, "mając wielu luzaków przy jeździe skompletował ją przyjęciem ludzi od piechoty, którzy nie mieli chęci iść na urlop i rozłączywszy się z Leniewskim, którego jazda liczyła do 50 ludzi, ruszył na południe w powiat krasnostawski i zamojski, celem rozpędzenia ustanowionych tam przez Moskali straży wiejskich, które poczynały już gdzieniegdzie przetrzymywać luźnych ochotników. Dnia 22-go z.m. przybył do Chłaniowa i wyparł stamtąd oddział kozaków, ścigając go aż do Wierzbicy, gdzie również miał do czynienia z jazdą moskiewską, która w tych okolicach gęsto jest rozlokowaną. Moskale straciwszy kilku zabitych i rannych uszli, poczem Marecki zwrócił się do Sucholipia, o dwie mile od Krasnegostawu". W Suchem Lipiu wyczerpany oddział napotkał rano 24 stycznia oddział porucznika Migdalskiego. "Tam nasi mając konie niesłychanie pomęczone, a po największej części nawet chore, zajęli wielką owczarnię przy folwarku, stojącą obok gumien. Konie rozkiełzano, rozsiodłano, dano im obroku, a podczas tego podwójne pikiety strzegły przystępów. Była godzina 10 z rana. O godz. 11 padł strzał od strony Krasnegostawu i wraz z pikietą byli już kozacy i dragoni przy folwarku. Bezzwłocznie obstąpili owczarnię i podpalili ją. Wtedy ochotnicy polscy wypadając pojedyńczo z końmi z owczarni, przebijali się przez Moskali. Wiele koni urwało się i popędziło za swoimi w las, który zaczynał sie o niespełna tysiąc kroków od folwarku. Uratowało się może ze 35 konno, reszta pieszo wymykała się ku lasowi. Marecki znajdował się pomiędzy nimi, gdyż zaraz na początku Moskale zabrali mu konia. Biegnąc pieszo ku lasowi wołał o konia. W prawej rewolwer, na poręczu lewej futro niedźwiedzie trzymając, spotkał się z dragonem, który mu chciał drogę od lasu zastąpić. Marecki strzela trzy razy i chybia. Wtedy dragon, nadjeżdżając pieszego, strzałem pistoletowym przeszywa mu bok prawy i równocześnie tnie w głowę. Odarcie z futra i butów było dziełem jednej chwili. Gdy umilkły strzały, owczarnia i gumna gorzały i jeden tylko dom mieszkalny został jeszcze nietknięty. Moskale zaczęli znosić doń rannych, przeniesiono i Mareckiego, a widząc na nim ubiór porządny, złożyli go na sofie i przywołali lekarza. Ranny był smiertelnie. Dragony napełniając izbę drwili sobie z nieszczęśliwych, rozpytując zarazem dwóch jeńców, kim jest leżący na sofie. Nikt nie śmiał wydać go - wtedy sam ciężko ranny dobył ostatnich sił i wyrzekł »jestem Marecki«. Kobiety w domu będące poczęły lamentować, a jedna z nich przypomniała sobie o futrze niedźwiedzim, które dragon zrabował. Udała się więc do pułkownika moskiewskiego aby jej kazał oddać futro jako pamiatkę po wodzu. Pułkownik kazał dragonom stanąć w szeregu i wyszedł z niewiastą do poznania. Dragona wnet odkryto. Pułkownik kazał ściągnąć mu futro i ubrał się sam w nie, dając rozkaz do wymarszu". 

   Część powstańców z porucznikiem Migdalskim udało się wyrwać z matni. Poległo kilku powstańców, pięciu zostało rannych, a jedenastu dostało się do niewoli. Marecki, według zgłaszających do księdza w parafii zgon Andrzeja Dąbskiego i Tomasza Łazora, gospodarzy z Suchego Lipia, zmarł w południe 24 stycznia 1864 r. Według cytowanej wyżej gazety "Ochotnicy z jego oddziału nie mogą się nachwalić jego troskliwości ojcowskiej żołnierzy jak też męstwa w boju a roztropności w obozach i marszach". Dalej gazeta przypomina fragmenty życiorysu Mareckiego Michała: "Długi czas bawił w Turcyi, brał udział czynny w wyprawie Łapińskiego na Kaukaz, z. r. przyłączył sie do szeregów Miłkowskiego, a po zwichnięciu wyprawy udał się bezposrednio do Kongresówki, gdzie w październikuobjął dowództwo nad oddziałem zorganizowanym przez pułkownika Ruckiego i walczył z nim w kilku bitwach. Marecki w obejściu z podkomendnymi był szorstki i niedobierający wyrazów, ale w czynach przebijała dobroć serca. Była to jedna z najpiękniejszych postaci naszego powstania" (gazeta "Chwila" nr 34 z 12 lutego 1864r.). Prawie identyczny przebieg zdarzeń  z dnia 24 stycznia 1864 r. przedstawił Stanisław Zieliński w wydanej przez Muzeum Narodowe w Rapperswilu w 1913 r. książce Bitwy i potyczki 1863-1864 na str. 120. 

   Być może, zdarzenie miałoby inny przebieg, gdyby porucznik Antonii Migdalski, którego oddział spotkał się w Suchem Lipiu z kawalerią Mareckiego i stacjonowały razem we dworze, zdecydował się na wspólną obronę. Migdalski, w swoich późniejszych wspomnieniach  pisze: "a że my mieliśmy konie prawie gotowe i wszyscy jeszcze byliśmy przy koniach, tylną bramą owczarni wypadliśmy w pole, sądząc, że i Marecki sam ze swoją kawalerią umknie". W dworze Suche Lipie przebywała w tym czasie 16-letnia kurierka Michalina Wodzińska znana pod imieniem Wanda. Na drugi dzień uczestniczyła w pogrzebie poległych i spalonych. Odchodząc z Suchego Lipia, schowała ostatni rozkaz Mareckiego, aby go oddać w "umówionym miejscu". W drodze aresztowali ją kozacy i dokumenty stały się ich łupem. Odesłana do Zamościa, przez półtora roku odsiadywała karę ciężkiego więzienia w celi bez światła, jako niebezpieczna polska "buntowniczka". Nocą 28 stycznia 1864 r. wzięto z klasztoru w Gułowskiej Woli o. Fortunata Jojkę i o. Anastazego Jadachowskiego, naczelnika powstańczego Baranowa. Wykryto pisemny dowód, że zobowiązują się przechowywać broń dla oddziału Mareckiego. W klasztorze znaleziono cały jeden furgon broni. Wieść o śmierci Michała Mareckiego w ciągu dwóch tygodni dotarła do jego rodzinnej miejscowości Górno, gdyż w oddziałach Mareckiego walczyli powstańcy związani z jego miejscowością. Przypuszcza się, że jednym z nich był Feliks Prugar, urodzony w Trześniowie, zapewne krewny księdza Franciszka Prugara, proboszcza w Górnie. Ks. F. Prugar, gdy zmarła w Górnie Marianna Marecka, zanotował w Liber mortuorum , s. 31 APG, że była wdową po Michale. Z niedalekiej miejscowości od Górna,  pochodził również inny żołnierz Mareckiego, Franciszek Zgórek, ur. 1835 r. w Ulanowie.

   Jak wspomnieliśmy wyżej, bardzo szybko, bo 12 lutego 1864 r. krakowska gazeta "Czas" opisała okoliczności śmierci Mareckiego. Jak bardzo Marecki był oddany sprawie, jak bardzo był zdyscyplinowanym i sumiennie wypełniającym obowiązki służbowe oficerem. Gazety określały jego i jego oddział jako "posągowy", a jego samego jako ojcowsko dowodzącego żołnierzami, który krwią swą szlachetną zapieczętował zakończenie orężnej walki styczniowego powstania. Zapewne chodziło o jego wiek, doświadczenie życiowe i wojskowe, a także o siłę jego oddziału, kiedy to przez miasteczka i wsie ciągneły sie szeregi jego piechoty, podwody, furgony zaopatrzenia, apteka, aż wreszcie konnica. 

   Echa roty przysięgi "Przysięgam Panu Bogu Wszechmogacemu w Trójcy Świętej Jedynemu, iż będę walczyć do ostatniej kropli krwi i do ostatniego tchnienia, za całość i niepodległość Polski Ojczyzny mojej, że szeregów Wojska Narodowego pod żadnym pozorem nie opuszczę, chociażbym pewną miał zginąć śmiercią, że będę posłusznym i uległym Rządowi Narodowemu i dowódcom przez tenże Rząd ustanowionym. Tak mi Boże dopomóż i niewinna Syna Jego Męka!" unosiły się jeszcze przez kilkadziesiąt lat nad Lubelszczyzną, do odzyskania przez Polskę niepodległości. 

   Michał Marecki w trakcie powstania styczniowego uczestniczył w wielu bitwach: pod Puchaczowem (18 listopada), Korybutową Wolą (3 grudnia), Markuszowem, Przybysławicami (19 grudnia), Skromowską Wolą (14 stycznia 1864 r.), Chłaniowem (22 stycznia) i Suchem Lipiem (24 stycznia).

   W miejscowości Suche Lipie, w miejscu gdzie zginął major Michał Marecki, pan Kaczmarski, wspólnie z synem i innymi mieszkańcami, własnym kosztem, siłami i sprzętem zaciągnęli olbrzymi głaz, by wyryć na nim na wieczną pamiatkę napis:

"PAMIĘCI POLEGŁYCH W WALCE Z WOJSKAMI CARSKIMI W STYCZNIU 1864 W SUCHEM LIPIU MAJOROWI MICHAŁOWI MARECKIEMU TRZEM OFICEROM TRZEM ŻOŁNIERZOM".

   Na cmentarzu w niedalekiej Płonce (koło Krasnegostawu), jest wspólny grobowiec powstańców styczniowych, w którym pochowano majora Michała Mareckiego oraz jego żołnierzy. Opiekuje się nim miejscowa młodzież szkolna i ludność. W 120. rocznicę śmierci majora Mareckiego, ks. Lachor z Górna - rodzinnej miejscowości Michała Mareckiego - zorganizował uroczystości, a delegacja parafian z zespołem regionalnym udała się do Suchego Lipia, gdzie 24 stycznia 1984 r. odbyło się nabożeństwo żałobne za poległych powstańców, a potem tego samego dnia na cmentarzu w Płonce. W obchodach rocznicowych uczestniczył także ks. Ludwik Bielawski, proboszcz z Jeżowego, ówczesny dziekan rudnicki (Rudnika nad Sanem). Przewodniczącym Komitetu Organizacyjnego w Suchem Lipiu był Franciszek Bobel. 

   Patriotyczne tradycje kontynuował praprawnuk Michała Mareckiego - Ferdynand Marecki, oficer Wojska Polskiego, kierownik szkoły w Supraślu pod Białymstokiem. Został on zamordowany w Katyniu. Jego imieniem nazwano Zespół Szkół Sportowych w Supraślu.

   Potomkowie Michała Mareckiego mieszkają obecnie w różnych regionach Polski. 

   Napisanie powyższego artykułu nie byłoby możliwe bez skrzętnie zebranych dokumentów i informacji śp. Leszka Mareckiego i jego ojca Stanisława Mareckiego z Legnicy.

Bibliografia:

Archiwa:

Archiwum Parafii Górno, Liber mortuorum, t. III, s. 31.

Biblioteka Kórnicka PAN, rkps 2552, k. 328 - List Mareckiego do gen. W. Zamoyskiego z 05.07.1856 r.

Biblioteka XX Czartoryskich w Krakowie, rkps 5612, s. 47-50, 153-155; rkps 3881 IV. k. 516-517 (rozliczenie pieniężne).

Biblioteka Ossolińskich Wrocław, Raport Michała Mareckiego do Wielmożnego pełnomocnego Komisarza Galicji Wschodniej Izydora Kopernickiego pisany dnia  03.09.1963 r. w Kamionce koło Lubartowa.

Parafia Płonka, Metryka śmierci Michała Mareckiego, nr akt 3. rok 1864.

Czasopisma:

Biblioteka Jagiellońska: "Gazeta Narodowa" nr 267 z 30.12.1863 r.; nr 22 z 28.01.1964 r.; nr 37 z 16.02.1864 r.; nr 38 z 17.02.1864 r.; "Czas" nr 34 z 12.02.1864 r.; nr 41 z 20.02.1864 r. (o walkach Michała Mareckiego w powstaniu styczniowym).

Biblioteka Wielkopolska: "Dziennik Poznański" nr 282 z 1863 r. 

Opracowania:

Zdzisław Bieleń, Zwycięzca spod Żyrzyna, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2006, s. 151-155, 159-166, 182.

Zofia i Zdzisław Chmiel, Historia jednego miasta nad Sanem, Rudnik 1998, s. 58, 60.

Dokumenty terenowych władz cywilnych powstania styczniowego 1862-1864, Wrocław-Moskwa, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich, Wydawnictwo Polskiej Akademii Nauk, 1986, s. 115, 145, 184, 207, 209, 328.

Handbuch des Stattnalterei-Gebetes in Galizien fur das Jahr 1864 i dalsze.

Stefan Kieniewicz, Powstanie styczniowe, PWN, Warszawa 1983, s.682.

Karol Koźmiński, Generał Kruk, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1967, s. 157, 160, 167-171.

Sławomir Łowczak, Burzliwa historia Markuszowa, Markuszów 2001, s. 76-78.

Eugeniusz Niebelski, Nieprzejednani wrogowie Rosji, Wydawnictwo KUL, Lublin 2008, s. 204, 251.

Krzysztof Ożóg, Dzieje parafii Górno 1599-1999, Libri Ressovienses, Górno-Rzeszów 1999, s. 78-79, 81.

 Poczet szlachty Galicyjskiej i Bukowińskiej (Dodatek - uzupełnienie), Lwów 1857 r.

Adam Polski, Andrzej Kasprzak, Miejsca pamięci powstania styczniowego w województwie lubelskim, Lublin-Fajsławice 2007, s. 34-36, 38, 40, 74, 104, 213.

Powstanie styczniowe na Lubelszczyźnie. Pamiętniki, red. T. Mencel, Lublin 1966, s. 166, 171, 194, 202, 216, 223.

The American Annual Cyclopedia and Register of Important..., t. 4; Dział: Russia, 1864, s. 729.

Seweryn Uruski, Herbarz Szlachty Polskiej, t. X, Warszawa 1913 r.

Piotr Winiarski, Od Bogdanowicza do Ejtminowicza. Z dziejów powstania styczniowego w Łęcznej i okolicy, "Studia Łęczyńskie", t. 2-3, Łęczna 2010-2011, s. 149-156.

Waldemar Wojtkowiak, Leszek Wiśniewski, W ojczyźnie umrzeć sobie życzę, "Gazeta Wyborcza Lublin" 27-28.01.2007 r., s. 6.

Stanisław Zieliński, Bitwy i potyczki 1863-1864, Muzeum Narodowe w Rapperswilu, s. 110, 114, 115, 117, 118, 120.

Maria Złotorzycka, O kobietach żołnierzach w powstaniu styczniowym, Państwowe Zakłady Wydawnictw Szkolnych, Warszawa 1972, s. 63-64.

Inne:

Magazyn Historyczny Telewizji Lublin Lamus, Leszek Wiśniewski, Film poświęcony Michałowi Mareckiemu.

Strony internetowe gmin: Ostrówek, Markuszów, Rudnik.

Autor: Witold Marecki, Wojciech Marecki